czwartek, 1 maja 2014

Treningowe zawody agility w Powsinie

I w końcu nadszedł czas, aby sprawdzić swoje agilitowe umiejętności i przekonać się jak sobie poradzimy na zawodach i tak zapadła decyzja o starcie w tuneliadzie w Powsinie w III zawodach dla przyjaciela, które odbyły się 1 maja. Decyzja była dość spontaniczna, jednak  zdecydowanie nie żałuję. Dzień zaczęliśmy przed 5 rano. Dałam psu małe śniadanko, sama ogarnęłam siebie, zebraliśmy wszystkie niezbędne rzeczy i pojechaliśmy autobusem do Agaty. Tam wszystkie manatki oraz psy, zostały zapakowane do samochodu i ruszyliśmy na podbój Warszawy. Pierwsze biegi to jumping 0 oraz tuneliada open, które jedynie obserwowaliśmy. Potem został ułożony tor dla nas. O dziwo nie stresowałam się startem. Weszliśmy na tor, usłyszałam gwizdek i ruszyliśmy. Szło nam na prawdę fajnie i byłam bardzo zadowolona i gdy już byliśmy blisko końca, za bardzo się rozluźniłam, nie przypilnowałam psa i niedokładnie mu pokazałam, przez co zaliczyliśmy pierwszą odmowę. Taj się nakręciła trochę i nie wiedział co ma zrobić, a ja zamiast go uspokoić, spróbowałam go wysłać do tunelu po raz 2, co znów zakończyło się odmową. Wtedy go zatrzymałam, uspokoiłam pokazałam dziurę i dokończyliśmy bieg. W efekcie, byliśmy ostatnią sklasyfikowaną w tym biegu parą, z 10pkt karnymi oraz czasem powyżej 33sekundy. Potem odbywał się bieg charytatywny. Nasz udział w nim stał pod znakiem zapytania, gdyż byłam ograniczona czasowo, ale okazało się że zdążymy wystartować i ten torek udało nam się przebiec na czysto ;)
Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z tych zawodów. Taj spisał się super, bardzo się starał, raczej nie nakręcał się bez sensu, bardzo ładnie reagował na mój handling. Z mojej strony pojawiły się głupie błędy, jednak dzięki temu czegoś się nauczyłam i wiem na co warto zwracać uwagę następnym razem.




wtorek, 29 kwietnia 2014

Wielkanoc

W tym roku święta spędziliśmy dość aktywnie, bo już w czwartek pojechaliśmy na działkę. Jest to super miejsce i dla nas i dla zwierząt, które w końcu mają trochę luzu, mogą polatać i nikt im nie przeszkadza i nie woła. To się tyczy głównie Klocki, która w mieście nie jest wypuszczana, a tęskni jej się za wolnością, jednak ponieważ w nikogo nie było w okolicy, Taj też miał trochę laby. Początkowo zajęliśmy się przygotowaniami do sezonu. Jak to po zimie, trzeba było zrobić generalne porządki, jednak potem można było już odpoczywać. Nie obyło się bez szlifowania frisbee i agility, ale także długich spacerów, kąpieli w jeziorze i oczywiście błogiego lenistwa. Udało mi się trochę przepracować pozycje do stref co mnie bardzo cieszy, bo zaczyna być widać światełko w tunelu, oraz wciąż męczymy ciasne skręty. Z frisbee nie robiłam nic konkretnego, ale parę rzutów Taj miał okazję złapać. Następnego dnia po powrocie do Łodzi wybraliśmy się na spacer na Zdrowie z Natalią i Tezą. Był to bardzo udany spacer połączony z psimi szaleństwami, zabawą, ale także sztuczkami i frisbee. Z tego ostatniego byłam wyjątkowo zadowolona, gdyż udało nam się zrobić rundę tossa, gdzie moje rzuty (jak na mnie oczywiście) były dość dalekie i regularne, natomiast psu udało się chwycić je wszystkie. Wymarzona runda na debiut w zawodach. Na spacerku Natalia zrobiła nam kilka zdjęć, za które serdecznie dziękujemy, oto one:







Tymczasem majówka zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nią nasz debiut. 1 maja w Powsinie odbywają się treningowe zawody agility. Jesteśmy zgłoszeni do tuneliady "0" i jedziemy zobaczyć jak to będzie, jak poradzę sobie ja i pies. Nasz jedyny trening typowo pod kątem tuneliady dał mi nadzieję, że jeżeli nie pomylę kolejności, jesteśmy w stanie ukończyć bieg bez błędów, ale jak będzie, czas pokaże już w czwartek ;)

niedziela, 27 kwietnia 2014

Seminarium agility z Magdą Ziółkowską

W dniach 12-13.04.2014 mieliśmy przyjemność uczestniczyć w seminarium agility z Magdą Ziółkowską. Początkowo nie planowałam brać w nim udziału, gdyż miało się odbywać 130km od nas, jednak 2 tygodnie przed, okazało się, że zostało przeniesione do Łodzi, a także że jest jeszcze wolne miejsce. Stwierdziłam, że to musi być znak i zdecydowałam się wziąć z nim udział.

Było to nasze pierwsze seminarium, więc po mimo, że nie mogłam się doczekać, nie wiedziałam do końca czego się spodziewać, jak to wszystko będzie wyglądało, nie wiedziałam też jak poradzi sobie pies, który po raz pierwszy był wystawiony na taki intensywny rodzaj pracy i włożony w tak ciężkie warunki, oraz czy poradzę sobie ja. Dodatkowo pierwszy tor, który ukazał się moim oczom, był na prawdę trudny i długi. Nigdy nie biegaliśmy nic, co chociaż trochę było zbliżone trudnością oraz długością, mimo to zabrałam się za szukanie kolejnych numerków i zastanawiałam się jak to można pobiec. Gdy już zapoznaliśmy się z torem, wszyscy razem omawialiśmy poszczególne sekwencje, ochotnicy pokazywali swoje pomysły na ich pobiegnięcie, a Magda komentowała je, omawiała i pokazywała rozwiązania, które jej zdaniem będą optymalne na danym torze. Potem znów mieliśmy chwilę na zapoznanie się z nimi i zaczęły się biegi. Byliśmy mniej więcej w środku kolejki, jednak przyszedł czas i na Nas. W pierwszym momencie poczułam się dziwnie mając zaprezentować nasze 'umiejętności', ale wszystkie obawy zniknęły wraz z pierwszymi uwagami i wskazówkami Magdy. Wszystkie te podpowiedzi okazały się być bardzo przydatne i na wagę złota, a gdy już udało mi się wykonać wszystko tak, jak powinnam, ćwiczenia wychodziły idealnie. Dzięki wszystkim sekwencjom, poznałam tak na prawdę co oznacza agility. Miałam możliwość doświadczenia wszystkich podstaw agility, które co prawda znałam w teorii, ale nigdy nie odczułam tego w praktyce, oraz dowiedziałam się wielu innych rzeczy o których nie wiedziałam, a także mogłam przećwiczyć rozwiązania handlingowe, z których istnienia nawet nie zdawałam sobie sprawy. Teraz pozostaje wprowadzić to wszystko w życie i pilnować tego co robię. Jako pracę domową, dostałam przepracowanie outów i ciasnych skrętów, co w sumie robimy, jednak idzie bardzo powoli, oraz w moim przypadku planowanie przebiegu oraz realizowanie tego planu, a nie zmienianie planu w ostatniej chwili i wprowadzania chaosu w naszym przebiegu i utrudnianie psu, przez co niestety pojawia się też dużo błędów na torze. Dodatkowo oczywiście muszę pamiętać o tym wszystkim czego się nauczyłam.

Podsumowując, z seminarium jestem niesamowicie zadowolona. Na pogodę nie można było narzekać, jestem też bardzo zadowolona z psa, który ślicznie pracował, ładnie się skupiał i super wykonywał to, co mu pokazywałam nawet po mimo zmęczenia, bez problemu zostawał w klatce i dzielnie znosił swój los. Jestem też całkiem zadowolona z siebie bo okazało się, że jestem w stanie poprowadzić psa przy sekwencjach o które bym się nie podejrzewała i jeżeli będziemy ćwiczyć i wprowadzimy w życie nowo zdobytą wiedzę, może to wyglądać w przyszłości na prawdę nieźle. Tymczasem ogrom pracy przed nami, i poza pracom nad handlingiem, czeka nas bardzo dużo pracy nad poszczególnymi elementami, z których części nigdy nie robiliśmy, część zaczęliśmy robić, jednak jesteśmy na początku drogi. Dzięki seminarium, miałam też okazję zobaczyć jak ta praca powinna wyglądać i jaki efekt końcowy można dzięki niej uzyskać, tak więc nie ma co marudzić, tylko brać się do roboty. Mam nadzieję że uda nam się być w tym roku na jeszcze jednym seminarium z Magdą, które pozwoli nam zweryfikować wiedzę oraz postępy. Na razie jednak jestem pełna motywacji chęci rozwoju tak wiec bierzemy się do roboty :D

niedziela, 23 marca 2014

Popsuty pies

Przez ostatni tydzień piesek mi trochę szwankował- pojawiły się problemy zdrowotne związane z układem pokarmowym. Taj niestety ma zwyczaj zjadania śmieci. Nie jest przy tym trudnym przypadkiem, bo na komendę, pięknie puszcza jedzenie-cokolwiek by to nie było, jednak trzeba mieć przez cały czas na niego oko, lub pilnować, aby nie chodził w miejsca gdzie ludzie lubią rozrzucać jedzenie. Niestety ostatnio udało mu się coś zjeść i przez prawie tydzień się męczył, a gdy już wydawało się że jest ok, na następny dzień problem znów wracał. Nie było na co czekać i jak oto Tajusiowe podjadanie zakończyło się dwoma wizytami u veta, głodówką i antybiotykiem i wydaje się, że na tą chwilę sytuacja jest opanowana. Taj jednak nie nauczył się na błędach i dziś, wyprowadzony już w kagańcu, wrócił z kagańcem wysmarowanym w czymś białym. Cokolwiek to nie było- mam nadzieję że kaganiec skutecznie uniemożliwił mu skonsumowanie owej zdobyczy. Z tej też przyczyny miniony weekend, po mimo 'wielkich' planów, spędziliśmy w domu, ale mam nadzieję że następny będzie już dobrze wykorzystany ;)

środa, 19 marca 2014

Pierwsze "Adopcinki"

Wiedziałam że ten dzień kiedyś nadejdzie... Śmiało mogę powiedzieć, że to był najgorszy dzień w moim życiu. Odszedł Balto, mój najlepszy przyjaciel, który był ze mną niemal odkąd pamiętam, nauczył mnie bardzo wiele i znaliśmy się jak łyse konie, kiedy nagle go zabrakło, w domu i sercu zapanowała pustka... Mimo to wiedziałam, że nie będę umiała żyć bez psa i wiedziałam, że na pewno będę go jeszcze miała. Byłam też niemal w 100% pewna, że będzie to border- w końcu marzyłam o nim już od dłuższego czasu. Wtedy stało się coś czego nie przewidziałam. Na początku marca, na facebookowej grupie SOS borderom ktoś wrzucił zdjęcie czarno-białego psa, budową przypominającego bordera, z przydługim ryjkiem collaka:
Pies wydawał się być idealny, taki jakiego chciałam. Opisany został, jako pies aktywny, szukający kontaktu z człowiekiem, z potencjałem do pracy oraz psich sportów-czego chcieć więcej?
W między czasie pojawiło się kilka kolejnych zdjęć:




Po mimo, że pies skradł moje serce, byłam pewna, że rodzice nie wyrażą zgody na psa- odejście Balta było w ciąż świeżą sprawą, a poza tym, oni, w przeciwieństwie do mnie, nie chcieli więcej psa. Mimo to-sama nie wiem dlaczego- zadzwoniłam do schroniska, aby dowiedzieć się o psie trochę więcej. Po rozmowie, pies wydawał się jeszcze fajniejszy, jeszcze bardziej zdawał się być psem, jakiego szukałam. Postanowiłam porozmawiać z rodzicami: początkowo bardziej w formie żartu, jednak nie widząc negatywnej reakcji, której się spodziewałam, zaczęłam ich przekonywać, że ja wcale nie żartuję. Po długich rozmowach i negocjacjach zapadła decyzja o adopcji. Sprawa nie była jednak jeszcze przesądzona, bo wciąż obowiązywała kwarantanna, i mógł się zgłosić właściciel. Tak się jednak nie stało, więc po 2-tygodniowym okresie kwarantanny oraz kolejnym dniu kiedy odbył się zabieg kastracji, mogliśmy po niego pojechać. Po 2-godzinnej podróży w przeokropną śnieżycę dotarliśmy na miejsce. Wypełniłam wszystkie niezbędne dokumenty, i wtedy przyprowadzono jego. Małe ADHD- psa który był bardzo podekscytowany, podchodził i witał wszystkich i zupełnie nie wiedział co się dzieje, był też sporo wyższy, niż się tego spodziewałam. Gdy go pogłaskałam, byłam w szoku- o żebra można było sobie obić ręce (pies się błąkał przez długi czas, zanim trafił do schroniska). Chwilę później okazało się, że przy wzroście ok. 58cm ważył 17,5 kg. Opuszczając budynek schroniska, pies niemalże wyciągnął mnie na dwór- chęć załatwienia potrzeb fizjologicznych oraz niespożyte pokłady energii sprawiły, że ciągnął jak mały parowóz. Podróż do domu-130km, minęła nam spokojnie i bez zbędnych przygód. Pierwsze chwile w domu były dla Taja dość stresujące, a główny tego powód był jeden: mały straszny potwór (zwany dalej kotem) który chciał zamordować biednego małego piesecka. Kot za to uważał odwrotnie- że to Taj jest strasznym potworem- w efekcie kot spędził pierwsze dni schowany w szafie, lub na wysokich półkach, a pies bał się wchodzić do pomieszczenia w którym przebywał kot.

 
Pierwsze zdjęcie zrobione u nas w domu ;)

Po mimo, że Taj rzeczywiście okazał się takim psem jakiego chciałam, nasze początki wcale nie były łatwe. Wspomnienia związane z Baltem, wracały ze zdwojoną siłą, a jednocześnie był to zupełnie inny pies. Musiałam od nowa nauczyć się z nim żyć, na nowo ustalić zasady, musiałam uporać się z pojawiającymi się problemami. Rozpoczęliśmy pracę, powoli, dzień po dniu coraz lepiej się znaliśmy, coraz lepiej wiedzieliśmy czego się po sobie spodziewać i czego możemy od siebie oczekiwać i z każdym dniem wspólne życie stawało się coraz łatwiejsze i coraz przyjemniejsze.

Od tamtych wydarzeń minął rok, przez który na prawdę dużo się zmieniło. Taj zyskał stabilizację oraz pewność siebie, świetnie zna zasady i z psa, który nie umiał praktycznie nic, stał się psem, z którym życie na co dzień, jak i w aspekcie pracy z psem jest czystą przyjemnością. Nie oznacza to oczywiście, że osiągnęliśmy, wszystko co mogliśmy. Wciąż mnóstwo pracy przed nami, wciąż mamy wiele do zrobienia, a nasza wspólna przygoda dopiero się rozpoczęła ;)

I na koniec wrzucam filmik z tego co udało nam się zrobić przez ostatni rok ;)
https://www.youtube.com/watch?v=fXRl5s3mEoE

czwartek, 13 marca 2014

Treningowo

W tym roku wiosna przyszła wyjątkowo wcześnie, co bardzo mnie cieszy. Korzystamy z jej uroków i rozpoczynamy przygotowania do sezonu letniego. Nie mamy na ten czas jakiś dużych planów, jednak chciałabym lato dobrze wykorzystać, aby wypracować to czego nie umiemy i poprawić to co tej poprawy wymaga, głównie w dziedzinie frisbee i agility. Ułożyłam plan treningowy, dzięki któremu mam nadzieję uda mi się poprawić Tajową siłę i kondycję i tym samym zrobić fajną podstawę pod pracę w nadchodzącym sezonie. Zobaczymy co z tego uda nam się zrealizować i jaki będzie efekt naszej pracy. Czas pokaże ;)

niedziela, 23 lutego 2014

Adżilitki

Ostatnio mamy okazję trochę poadżilitkować, co zdecydowanie bardzo mnie cieszy, bo odkąd po raz pierwszy zobaczyłam ten sport, chciałam go spróbować, a gdy już się udało, bardzo mi się spodobało. Gorszą sprawą jest to, że bardzo dużo pracy przed nami. Musimy porządnie przepracować wszelkie podstawy, oraz zmiany, bo niestety mamy w tym trochę braków, które zdecydowanie utrudniają robienie czegoś bardziej ambitnego. Plusem jest to, że ostatnio w końcu udało mi się stworzyć 2 domowe hopki, wiec mamy na czym pracować i ćwiczyć. Mam nadzieję, że uda nam się w końcu osiągnąć sukces i ruszyć dalej, tak więc nie poddajemy się, i ćwiczymy ;). No i dość dużym problemem jestem ja i moje bardzo nieogarnięte ruchy, które zdecydowanie utrudniają psu wszelkie zadania, ale mam nadzieję, że w końcu uda mi się ogarnąć na tyle, aby przynajmniej mu nie przeszkadzać. Tak czy siak walczymy i mam nadzieję, że w końcu będę mogła napisać o jakiś postępach ;)