niedziela, 20 października 2013

Zaległości

Długo nie pisałam, a działo się u nas sporo, Mimo wszystko chcę mieć wszystko utrwalone, aby kiedyś móc do tego wrócić, dlatego zacznę od początku:

DCDC Finał
31.08 pojechałam z Tajem na znaną pewnie wielu osobom serię zawodów Dog Chow Disc Cup. Długo się zastanawiałam czy jechać z psem, czy bez, i jeżeli z psem, to czy zgłaszać go do jakieś konkurencji. Zawsze chciałam sprawdzić jak mój pies zachowa się na zawodach więc zapadła decyzja. Pies jedzie ze mną. Zgłosiłam go do dog divingu i pojechaliśmy. Wstaliśmy w sobotę wcześnie rano, zabraliśmy wszystkie niezbędne rzeczy i pojechaliśmy. To była pierwsze w życiu podróż mojego psa pociągiem. Pies wsiadł do pociągu całkiem dzielnie. Udało mi się znaleźć nawet miejsce na rozłożenie klatki i pociąg ruszył. Przez pierwsze kilka minut Taj się mocno stresował, jednak wkrótce zrozumiał, że nie dzieje się nic złego i zajął pozycję leżącą. Podróż minęła nam całkiem nieźle do momentu wysiadania z pociągu. Zebrałam klatkę, rzeczy wysiadłam z pociągu i próbowałam nakłonić psa, aby też z niego wyszedł. Niestety przestrzeń między peronem a pociągiem była zbyt przerażająca. Pies zaczął się cofać i w ciągu trzech sekund wyskoczył z szelek, obroży półzaciskowej i kagańca. Wciąż się zastanawiam jak tego dokonał. Nie pozostało mi nic innego jak wziąć psa pod pachę i z tego pociągu wynieść. Reszta drogi na zawody minęła bez większych problemów i tak koło 9 rano byliśmy na miejscu zawodów. Chwilę pokręciliśmy się po miejscu zawodów i niedługo potem rozpoczęła się rejestracja na dog diving. Przyszła nasza kolej na start, weszliśmy na podest i rzuciłam piłkę do wody. Niestety mój pies nie zhańbił się zmoczeniem tam futerka (za to fontanna na Polach Mokotowskich była super), jednak nie było to dla mnie zaskoczeniem, bo nie jest zbyt odważny, więc basen okazał się zbyt straszny ;). Mimo to jestem strasznie zadowolona z tych zawodów, bo pod względem pracy ze mną i socjalizacji pies zachowywał się idealnie. Kiedy trzeba było po prostu spał sobie w klateczce. Mogłam go nawet zostawić w niej samego i odejść, a gdy trzeba było pracował, nie zwracając uwagi na ludzi na psy, na muzykę itd. Zaskoczyło mnie, że tego typu dźwięki w ogóle mu nie przeszkadzały. Odniosłam też wrażenie, że przy widowni mój piesek bardziej się stara złapać dysk, więc jest to niewątpliwie plus. Po zakończeniu zawodów, udało nam się nawet wejść na chwilę na pole startowe. Chciałam zobaczyć czy ta też będzie ładnie pracował i się nie zawiodłam. Sądzę, że zdecydowanie największym problemem w naszym frisbee jestem ja, i moje fatalne rzuty. Jak ja dobrze rzucę, pies łapie i zazwyczaj bardzo się stara, aby dysk nie dotknął ziemi ;) Droga powrotna do domu minęła bez większych problemów, choć niestety nie było gdzie rozłożyć klatki. Oczywiście problem pojawił się przy wsiadaniu i wysiadaniu z pociągu, więc będę musiała jakoś to przepracować, choć mam wrażenie, że ze względu na brak możliwości ćwiczeń, może to być trudne. Poza tym było na prawdę super. Wróciliśmy do domu po 22 marząc jedynie o czymś do jedzenia i ciepłym łóżeczku ;)

Kolejnym ważnym dniem w naszym życiu było pół roku od adopcji, które minęło 19.09. Niesamowite jest jak to szybko minęło. Bywały lepsze i gorsze chwile, bywały chwile zwątpienia, bezsilności, ale są one niczym w porównaniu z tym ile radości  Taj wniósł w nasze życie. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że jest na prawdę świetnym psem i coraz fajniej nam się razem żyje. Ja coraz lepiej rozumiem potrzeby mojego psa i coraz lepiej go rozumiem, a on coraz lepiej wie czego ja oczekuję od niego i jakie są zasady naszego wspólnego życia. Coraz łatwiej jest mi też dobrać metodę pracy, do tego konkretnego psa, dzięki czemu np. problem z przywołaniem, o którym pisałam kilka postów temu, praktycznie przestał istnieć. Są bardzo sporadyczne sytuacje, kiedy muszę powtórzyć 2 razy komendę przywołującą i z tego jestem bardzo zadowolona ;) Poza tym mam nadzieję, że w dalszym ciągu wszystko będzie szło w dobrym kierunku a nasza relacja będzie coraz fajniejsza. Jeszcze jedną rzeczą, która mnie cieszy, to zmiana, jaka zachodzi w moim psie. Gdy do nas trafił miał problem z ludźmi. Zdarzało mu się kogoś obszczekać bez większego powodu a także, pokazać zęby, czy warknąć gdy ktoś próbował go pogłaskać. Obecnie nie jest idealnie i Taj w dalszym ciągu nie kocha ludzi i gdy ktoś obcy go głaszcze, czuje się trochę niepewnie, jednak w tym aspekcie widzę jednak zmianę. Przede wszystkim, prawie każdy (z nielicznymi wyjątkami) może go normalnie pogłaskać, a jemu zdarza się nawet czasem cieszyć do obcych gdy jest głaskany. Gdy do końca chce być głaskany, po prostu CSuje, jednak nie pokazuje już zębów, a po fakcie dochodzi do wniosku, że w sumie nie było tak źle. Po prostu zaczyna ufać ludziom. Wiem, że takie zmiany sa bardzo powolne, jednak widzę, że idzie to w dobrą stronę, dlatego jestem dobrej myśli i cieszy mnie, że Taj dobrze czuje się wśród ludzi, którzy wcześniej go przerażali ;). A poniżej film na pół rocznicę:


Co jeszcze u Nas? Poza tym żyjemy, trochę robimy frisbee i tak oto dziś po raz pierwszy udał nam się back vault ;) Zauważyłam, że zabawa frisbee coraz bardziej się psu podoba (mi zresztą też) więc będziemy kontynuować pracę w tym sporcie i zobaczymy co z tego wyjdzie. Poza tym, niedawno rozpoczęliśmy kurs agility. Jedyne co mogę o tym na tą chwilę powiedzieć, to to, że i mi i psu, cholernie podoba się bieganie po torku, dlatego mam nadzieję, że uda nam się kontynuować ten sport i tak jak z frisbee: w praniu wyjdzie jak to nam idzie ;p