środa, 7 sierpnia 2013

Wzloty i upadki



Korzystając z tego, że i tak muszę poczekać na powrót panny Klockowej, postanowiłam poczynić notkę i utrwalić jak nam mija życie.
Zacznę od nawiązania do poprzedniej notki, w której pisałam o problemach z przywołaniem. Pod wpływem emocji i narastającej frustracji, postanowiłam kupić książkę "Aria, do mnie!" autorstwa Jacka Gałuszki. Książka może nie zawiera nie wiadomo jakich odkryć, jednak dzięki niej zobaczyłam kilka swoich błędów które robię wymagając od psa przyjścia do mnie. Pozornie nie były to rzeczy bardzo istotne, jednak okazało się, że drobna zmiana może mieć duży efekt. W książce, opisane są również ciekawe ćwiczenia, które mogą pomóc w nauce przywołania i pomimo, że większości nie miałam okazji zrobić z psem, to warto o nich wiedzieć i w przypadku kryzysu skorzystać. Koniec końców, w bardzo krótkim czasie udało mi się poprawić przywołanie, z czego się bardzo cieszę.
Prawie od początku wakacji spędzamy miło czas na działce. Położona jest ona w lesie, nad jeziorem, gdzie możemy cieszyć się ciszą i spokojem. Gdy tylko możemy chodzimy na długie spacery, a Taj delektuje się wodnymi kąpielami, które sprawiają mu ogromną frajdę. Poza tym, próbujemy trochę robić frisbee i sztuczki. W planach było także posłuszeństwo, jednak chwilowo zeszło na dalszy plan. Z naszym sportowo-sztuczkowym życiem bywa bardzo różnie.
Po pierwsze, liczyłam na to, że wakacje będą momentem, kiedy uda nam się bardzo dużo zrobić. Życie trochę zweryfikowało te plany: cały czas ciąży nade mną horror mojego życia, którym jest praca licencjacka. Pisanie takich rzeczy idzie mi wyjątkowo opornie, wszystko mnie rozprasza, ja odwlekam te czynności w nieskończoność, pomijam już, że nie widzę najmniejszego sensu w pisanie po raz kolejny tego samego, co zostało już wiele razy napisane. To lato jest wyjątkowo ciepłe, więc pogoda również nie sprzyja aktywności. Spędzając tu czas, dużo się dzieje, spacery, pływanie, sztuczki, frisbee, zabawy z psami- to wszystko sprawia że nawet tak aktywny pies jak Taj jest zmęczony, dlatego czasem, zaplanowane aktywności, muszą zostać przełożone na inny termin. Prawdą jest jednak, że cały czas coś sobie dłubiemy. Bywają dni, kiedy jestem bardzo zadowolona z naszej pracy, bo sztuczki pies szybko łapie, przy frisbee bardzo się stara, myśli, a i moje rzuty są nie najgorsze, ale bywają też dni, kiedy pies biega bez sensu, jakby po raz pierwszy wykonywał daną rzecz, ja rzucam po krzakach, przy sztuczkach robi wszystko, tylko nie to o co go poproszę. Po mimo lepszych i gorszych momentów, coraz łatwiej jest nam się zgrać, choć wciąż ogrom pracy przed nami. Aby móc dalej rozwijać się frisbowo, wybieramy się na seminarium frisbee, aby dowiedzieć się co robimy dobrze, co źle, co poprawić i jak to zrobić. Będzie to nasze pierwsze seminarium, dlatego trochę się stresuję, jednak jestem dobrej myśli. Od września chcemy też rozpocząć treningi agility, dlatego w planach mam przygotowanie psa kondycyjnie do treningów, jednak upały nie motywują aby wziąć psa na rower, dlatego na razie praktykujemy tylko pływanie.
Zmierzając ku końcowi, żyjemy sobie powoli, dłubiemy pierdoły. Mam plany na bliższą i dalszą przyszłość, jednak o tym postaram się pisac bardziej na bieżąco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz